Moim dzisiejszym rozmówcą jest Maciek, osoba niezwykle sympatyczna, skromna, ale zarazem odważna i konsekwentna w dążeniu do obranego celu, a przy tym bardzo otwarta i serdeczna.
17 miesięcy w Ekwadorze
Maciej przez siedemnaście miesięcy przebywał na misji w Ekwadorze. Mieszkał w bardzo ubogiej dzielnicy portowej miasta Guayaquil pomagając tamtejszej ludności, a szczególnie dzieciom.
Skąd wziął się pomysł takiego wyjazdu?
Pomysł zrodził się z potrzeby wewnętrznej. Ze względu na moje zdolności oparte na chęci współpracy z ludźmi, już wcześniej angażowałem się w realizację różnych akcji i wolontariatów. Osiągnąłem względny etap stabilizacji we własnym życiu, więc postanowiłem zrobić coś więcej dla świata.
Ekwador? Dlaczego tak daleko i tak długo?
Ecuador – Państwo płn.-zach. części Ameryki Płd., nad Oceanem Spokojnym, graniczące z Kolumbią i Peru. Liczy około 14 milionów obywateli. Stolicą jest Quito – 1,5 mln mieszkańców.
Wspólnota katolicka tzw. „Domy serca” organizuje misje do różnych rejonów świata. W krajach Latynowskich nazwa tej organizacji w dosłownym tłumaczeniu brzmi „Punkt serca”.
Z dokumentów ONZ wynika, że na Ziemi jest kilka miejsc, gdzie sytuacja zamieszkujących je ludności jest szczególnie trudna. Ekwador jest jednym z nich. Ludziom brakuje wsparcia, nie tylko materialnego, ale również duchowego, wskazówek postępowania i przyjaciół w trudnych chwilach życia. Wyjazd powinien być na tyle długi, żeby pozwolił na poznanie, zrozumienie i zasymilowanie się w środowisku ludzi do których trafiamy. Dla mnie ten czas był i tak za krótki. Chętnie wróciłbym tam na dłużej, bo zostawiłem tam swoich znajomych, przyjaciół, a więc część własnego serca.
Idea Misji
Mieszkamy w najuboższych dzielnicach wśród rdzennych mieszkańców, na podobnym poziomie warunków socjalno-bytowych. Pomoc materialna nie jest ideą przewodnią naszej działalności, chociaż oczywiście należy do istotnych form wsparcia. Emanuje z nas charyzma wyrażana poprzez współczucie, pocieszenie, wsparcie duchowe każdej napotkanej osoby.
Każdy człowiek jest wyjątkowy, każdy cierpi na swój sposób
W swojej pracy skupiałem się na konkretnych osobach, dając im odczuć, że w swoich bolączkach nie są porzuceni, nie są sami. Każdy z nich jest ważnym i wartościowym człowiekiem. Natomiast sytuacja w jakiej się znaleźli nie jest końcem świata, gdyż z każdej opresji można znaleźć konstruktywne wyjście. To rodzaj pozytywnego spojrzenia na drugiego człowieka. Bycie, wsparcie dla każdej osoby, która się do nas zwróci. Przecież dzielenie się miłością nic nie kosztuje, a zmienić może bardzo wiele.????
Dzieci najważniejsze
Szczególnego wsparcia i opieki wymagają dzieci, fundament każdej społeczności. Są bezbronne, często pozostawione same sobie, nie mające wpływu na to co się wokół nich dzieje. Czasem zwykła rozmowa potrafi dużo zmienić. Organizowałem dzieciom dużo zajęć (gra w piłkę, zajęcia sportowe, zabawy, origami, rysowanie kredą po chodniku..). Także wyjazdy poza miejsce zamieszkania, ponieważ tam zazwyczaj dzieci nigdzie nie wyjeżdżają. Uważam, że podróże kształcą i trzeba pokazać im coś więcej, świat za progiem.
Większość mieszkających tam ludzi stara się dobrze wychowywać swoje dzieci. Obserwowałem dwa skrajne typy wychowania; ulica albo wręcz: tylko dom i szkoła. Pomagałem w odrabianiu lekcji, chociaż nie prowadziliśmy szkoły. System szkolnictwa jest przeciążony. Zbyt duża ilość uczniów – klasa liczy 50 osób przypadających na jednego nauczyciela. Ze względów bezpieczeństwa szkoła otoczona jest murem i drutem kolczastym, a osoby z zewnątrz nie mają do niej wstępu. Oceny nie są najważniejsze, po prostu całe roczniki przechodzą do kolejnej klasy. Pomoc w odrabianiu lekcji jest konieczna z uwagi na fakt, że wsparcie rodziców w większości przypadków jest bardzo małe. Czasami samotna matka wychowuje 6 dzieci pracując na 2 etaty. Dzieci spędzają czas na ulicy, więc wszelka pomoc, motywacja, wsparcie i rozmowa są bardzo potrzebne. Potrzebują wzorca do budowania właściwej postawy i systemu wartości. Wzorca, którego jakże często nie mogą czerpać od członków własnych rodzin.
Kubek zimnej wody
W Ekwadorze jest taki niepisany zwyczaj, że każdy kto poprosi o kubek zimnej wody, otrzyma go. Codziennie ustawiały się kolejki dzieci przychodzących do nas po kubek zimnej wody. Samo ich przyjście świadczyło o poszukiwaniu uwagi, chęci znalezienia poczucia bezpieczeństwa i zwykłego wysłuchania. Mnóstwo dzieci prosiło o wodę, żeby po prostu móc porozmawiać. Poruszały wiele ciekawych, jak i trudnych tematów. Często dla nas niewyobrażalnych. Potrzeby tamtej części świata są o wiele większe niż w naszym kraju. Dając im zrozumienie i wsparcie, czułem się jak ich starszy brat. Mieszkaliśmy w skromnych domach po 4-5 wolontariuszy z całego świata. Każdego dnia jedna osoba przygotowywała posiłki dla wszystkich. Dzieci chętnie nam w tym pomagały, co również stwarzało okazje do konwersacji i dzielenia się posiłkiem.
Co mnie zaskoczyło najbardziej?
Ameryka Południowa to nie tylko bujna roślinność, góry, wulkany, wspaniały świat zwierząt, czy piękne plaże. Niestety posiada również niesławną otoczkę związaną z handlem narkotykami. Guayaquil to miasto portowe. Również dzielnica w której mieszkałem należy do części portowej. Zazwyczaj właśnie w takich miejscach kwitnie przemyt. Szczególnie niebezpieczne jest to dla dzieci, które na co dzień funkcjonują w tym trudnym środowisku. Często wychowując się na ulicy, poszukują swojej drogi życiowej i łatwo wpadają w niewłaściwe środowisko.
Pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie gościnność, wdzięczność i dobroć w ludziach. Spodziewałem się, że to ja będę pomagać. Tymczasem największą naukę wyniosłem od nich. Ponieważ pomagając innym, pomagamy również sobie.
Misja po powrocie z Misji
Dzięki doświadczeniom, istnej szkole życia, którą dostałem, jestem człowiekiem bardziej zdyscyplinowanym, lepiej zorganizowanym, nie straszne mi są trudne warunki bytowe. Nauczyłem się słuchać, dostrzegać więcej, a to ważne umiejętności. Dzięki temu wyjazdowi mogę dzielić się swoim doświadczeniem, zachęcać innych do podobnych podróży. Wiem, że nie jesteśmy w stanie rozwiązać wszystkich problemów żyjących tam ludzi, ale możemy wysłuchać, porozmawiać, wzmocnić ich mentalnie. Dać wiarę, że może być lepiej. Pozwolić spojrzeć na życie z innej perspektywy. Można być szczęśliwym pomimo trudnej sytuacji życiowej. Żyć z uśmiechem.
Dzięki napotkanym ludziom wiem, że poczucie samotności jest największym cierpieniem człowieka.
Misjonarze są mostami łączącymi różne instytucje, które są w stanie pomóc jednostce.
Maćku, bardzo dziękuję za tę wspaniałą działalność i niezwykle interesującą rozmowę. Przez chwilę poczułam się tak, jak bym sama tam była.