„Brain-friendly learning” oznacza w dosłownym tłumaczeniu: proces uczenia się przyjazny dla mózgu. Jest to także często stosowane w krajach anglojęzycznych określenie dla neurodydaktyki, które krótko i jasno opisuje, o co w nim tak naprawdę chodzi.
Początki systemu nauczania zwanego neurodydaktyką sięgają lat 80., kiedy to rozpowszechnił ją pewien niemiecki matematyk. Nie chcemy jednak skupiać się na historii, a zwięzłej teorii oraz praktyce. Słowem wstępu warto jednak odnotować, że system ten opiera się na neurobiologii – ponieważ to badania pomagają dostrzec i zrozumieć, jak mózg przyswaja wiedzę.
Żyjemy w czasach, w których nowoczesne skanery i tomografy są łatwo dostępne – i można dzięki nim badać procesy zachodzące w mózgu w trakcie nauki. To z kolei pozwala dostosować sposób nauczania w taki sposób, by przyswajanie wiedzy było możliwie jak najbardziej efektywne.
Nauczanie przyjazne mózgowi
Podstawą neurodydaktyki jest opieranie się na ciekawości. Człowiek może przyswoić przez lata dużo wiedzy, jednak dostanie się informacji do pamięci długoterminowej to ciężkie zadanie, wymagające skupienia i szczerego zainteresowania. Nauczyciele powinni umieć zaintrygować uczniów.
Lekcję fizyki można rozpocząć od polecenia otwarcia zeszytów, zapisania tematu i przejścia do recytowania jakiejś definicji. Z pewnością jednak nie ma w takim scenariuszu mowy o pobudzeniu naturalnej ciekawości. Można też skierować do uczniów pytanie: „dlaczego niebo jest niebieskie?”, co już zaintryguje i sprowokuje ich mózgi do zainicjowania procesów niezbędnych do skutecznej nauki w kolejnych minutach.
Poza ciekawością i jej rozbudzaniem, ważna jest też motywacja. Już Heraklit mówił, że nauczanie nie jest przelewaniem wody do wiadra, ale porównywał je do rozpalania ognia – i trudno nie się nie zgodzić, że to piękna i trafna metafora. Motywacja wewnętrzna jest istotna, ponieważ to chęć do nauki. Mózg jej potrzebuje, by skutecznie gromadzić informacje.
Kluczowa jest tu rola nauczyciela, który musi entuzjastycznie podchodzić do tematu. Powinien potrafić rozbudzić fantazję uczniów i swoją postawą – a nie widmem zbliżających się egzaminów – zachęcić do przyswajania wiedzy. Badania wykazały, że odpowiedni sposób przekazywania wiedzy budzi w mózgach uczniów. Nawet ton głosu ma znaczenie.
Zerwać z rutyną
Wszystko co dziwne, tajemnicze, nowe i atypowe zwraca naszą uwagę. Znane zjawiska i utarte schematy interesują nasz mózg już w wiele mniejszym stopniu. Dlatego też kluczowe jest planowanie procesu nauki tak, by pobudzał on aktywność sieci neuronalnej – czego skutkiem będzie skuteczne uczenie się.
Przykładem skonstruowania lekcji historii w nietypowy sposób byłoby na przykład odtwarzanie scen z obrazów. Zbudowanie w klasie „żywego obrazu” Rejtan pędzla Matejki mogłoby stworzyć dobre pole do zadania uczniom odpowiednich pytań: jak czuł się Tadeusz Reytan? Dlaczego protestował? Widzicie jego desperację, więc co mogło być jej powodem?
Inny scenariusz to przykładowa lekcja polskiego. Zamiast tłumaczyć uczniom, co czuł bohater i pytać o szczegóły z lektury, można rozbudzić ich motywację i ciekawość, proponując nietypowy sposób sprawdzenia wiedzy z przeczytanej książki. Licealiści mogliby wymyślić treść listu, który napisałby z więzienia bohater Zbrodni i kary.
Co napisałby Raskolnikow? Komu chciałby coś przekazać? Jak by się czuł? Zadając takie pytania, nauczyciel zachęcał by do kreatywnego podejścia do przypomnienia wydarzeń z powieści. Taka alternatywa dla zwykłego omówienia historii punkt po punkcie byłaby z punktu widzenia neurobiologii bardziej pobudzająca dla mózgu, a lektura pozostałaby z nastolatkami na długo – w pamięci długoterminowej.
Motywacja wewnętrzna i odpowiednie rozbudzanie ciekawości to fundamenty neurodydaktyki. O ile jednak mamy wiedzę na temat tego jak skutecznie nauczać, to zupełnie inną kwestią pozostaje nauczanie przyjazne mózgowi w systemu edukacji. Wydaje się niestety, że obecny program nauczania – z korzeniami sięgającymi XIX wieku – nie jest do neurodydaktyki przystosowany, a nieraz stanowi wręcz jej antytezę.